Recenzja filmu

Helikopter w ogniu (2001)
Ridley Scott
Josh Hartnett
Ewan McGregor

Panie Scott, już chyba nadszedł czas na emeryturę

Cenię sobie Ridleya Scotta. Jest jednym z najważniejszych reżyserów w historii kina. Na swoim koncie ma dwa, wielkie dzieła ("Obcy - 8 pasażer Nostromo" oraz "Łowca androidów"). Wiele jego filmów
Cenię sobie Ridleya Scotta. Jest jednym z najważniejszych reżyserów w historii kina. Na swoim koncie ma dwa, wielkie dzieła ("Obcy - 8 pasażer Nostromo" oraz "Łowca androidów"). Wiele jego filmów odznacza się niebywałym, wizualnym pięknem. Trzeba przyznać, że Scott zawsze był nierównym reżyserem, ale to, co pokazał w ostatnich latach, to po prostu obraza dla inteligencji widza. Szykując się do oglądania "Helikoptera w ogniu", liczyłem, że dostanę naprawdę kawał solidnego i realistycznego kina wojennego. Niestety. Dostałem kicz i to w dodatku nużący. Przez 80% filmu strzelają. Rozumiem, film wojenny, ale... ile można? Przecież wiadomo, że im bitwa trwa dłużej, tym jest dla widza mniej interesująca. Czyżby Ridley Scott nie wiedział, że na widza o wiele silniej zadziała, krótka, ale konkretna bitwa (kłania się "Szeregowiec Ryan" i lądowanie na plaży Omaha), niż dwugodzinne, nużące starcie? Kolejna sprawa to ukazanie bitwy w filmie. Muszę się przyznać, że po filmie "Szeregowiec Ryan" każda inna bitwa z użyciem broni strzelającej nie robi już na mnie większego wrażenia. Scott oczywiście serwuje nam w swoim filmie "szokujące momenty", tylko że po "Szeregowcu" naprawdę nie odkrywa Ameryki. Krew i zmasakrowane ciała - to wszystko już było w filmie Spielberga i w dodatku zostało znacznie lepiej uchwycone. Na początku wspomniałem o kiczu. Może się mylę, ale czy "Helikopter w ogniu" nie miał być filmem, w którym wojna zostanie pokazana w realistyczny sposób? A co otrzymaliśmy? Żołnierz bez całej dolnej części ciała powinien już być martwy, a tymczasem on jeszcze coś ględzi o dzieciach i żonie. Także bohater, którego odtwarza Tom Sizemore, pozostawia bardzo wiele do życzenia. Kule świszczą dookoła, a porucznik Danny McKnight (a raczej Sizemore) zachowuje się tak, jak gdyby był nie na wojnie, ale na wakacjach. Czy tak wygląda prawdziwa wojna? Śmiem wątpić. Dobrze, że przynajmniej techniczna strona filmu nie zawodzi. Dostaliśmy dobre zdjęcia Sławomira Idziaka, które w połączeniu z montażem w ciekawy sposób pokazują pole bitwy. Także dźwięk stoi na wysokim poziomie, co zresztą zawsze jest bardzo ważne w tego typu filmach. Muzyka Hansa Zimmera trzyma odpowiedni poziom, ale trudno ją uznać za coś wielce wybitnego. Niestety, Ridley Scott pokazał, że mając dobry materiał na film nie potrafi zrobić dobrego filmu. "Helikopter w ogniu" zawodzi, bo okazuje się kolejnym nieudanym filmem brytyjskiego reżysera, który najlepsze lata ma już dawno za sobą.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Niecały miesiąc po zamachu na WTC miała premierę kolejna produkcja Ridleya Scotta. Twórca opromieniony w... czytaj więcej
To miał być szybki nalot. Nie więcej niż pół godziny na wejście do budynku, pojmanie celów i powrót do... czytaj więcej
W 1993 roku elitarne jednostki wojskowe Delta Force i Rangers wylądowały w Somalii. Stu sześćdziesięciu... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones